Żeby nie było, przynajmniej całkowanie poćwiczyłam.
Czyli "piernik" z pumpernikla (bez pieczenia). Przepis znalazłam kiedyś na ugotuj.to, wydał mi się ciekawy, dodałam do ulubionych "do zrobienia kiedyś". Teraz, wraz z weekendem korzennym nadszedł TEN dzień. A oto on:

Czyli cytrusowa chwilka w korzenny weekend- jako że jedno z drugim bardzo pasuje. Nic skomplikowanego (chwilka to chwilka!).
Strasznie chlebowo się tu ostatnio zrobiło :) Postaram się jutro urozmaicić menu, w końcu weekend korzenny mamy, czyli to, co tygrysy lubią najbardziej!

Przepis zaczerpnęłam z bloga Dorotus76, która z kolei znalazła go na bake or break (oj daleką drogę przeszedł...) - i o ile nie jestem jakąś wielką amatorką serników, a do tego ten ma milionpięćsetstodziewięćset kalorii, to jestem zachwycona i kiedyśtrzeba będzie jeszcze zrobić (już w nowym piekarniku, bo obecny woła o pomstę do nieba :)Spód:
Składniki na spód wymieszać, wcisnąć w dno formy (tortownicy) o średnicy 23 cm. Podpiec w temperaturze 175ºC przez 6 minut (ja nie podpiekałam bo mam kowbojską kuchenkę...).
Masa orzechowa:
Wszystkie składniki wymieszać, podgrzać, gotować 8 - 10 minut do zgęstnienia, ciągle mieszając. Wylać na podpieczony spód i odstawić na bok.
Masa serowa:
Twarożek ubić, dodawać stopniowo cukier, mąkę, jajka wbijać po jednym i dalej miksować. Na końcu wlać kremówkę i ekstrakt z wanilii, zmiksować. Masę serową wylać na masę orzechową, piec 1 godzinę w temperaturze 175ºC (piekłam trochę dłużej, bo dość wysoki był). Wystudzić i trzymać w lodówce minimum 4 h przed podaniem.
Jest to chyba danie, które spośród wszystkich robię najczęściej. Tak raz na tydzień/dwa smażę - i w końcu przy okazji gotowania po polsku doczekały się wpisania na blog :)
Kiedyś jadałam często, kiedy gotowała ją moja ciocia-babcia - na tyle, że strasznie mi zbrzydła, i patrzeć już na nią nie mogłam - ale po pewnym czasie, gdy jest raz na ruski rok, z powrotem bardzo mi smakuje, a ze względu na niski koszt i szybkość wykonania, jest idealną zupą na studencki stół. Nagotowałam ostatnio cały gar i powoli likwiduję (odgrzewana jest nawet lepsza!)

Tym razem nie przepis, a ot taka ciekawostka z okazji ziemniaczanego tygodnia: ziemniaki truflowe. Kusiły mnie od jakiegoś czasu, no ale że są droższe od zwykłych ziemniaków, a ja koneserem ziemniaków nie jestem - skusiłam się w końcu na zakup kilku z powodu owej doniosłej okazji. Ugotowałam je na parze, popietruszkowałam (masłować ziemniaków ponoć nie wolno) - okazało się, że smakują... praktycznie jak zwykłe kartofle - gdzieś kiedyś czytałam, że lekko orzechowo - jakoś nie czułam, a orzecha to zawsze można do kartofli wszucić... (o właśnie... szalone pomysły się zaczynają lęgnąć). Choć efekt wizualny jest świetny (na zdjęciu mniej fioletowe, niż w rzeczywistości, tak światło padało a zbyt głodna już byłam, żeby kombinować):
Tak post scriptum: Zaczął się rok akademicki, więc na szaleństwa w kuchni mniej czasu, a i z dostępnością sprzętu różnie bywa - więc prawdopodobnie zmieni mi się nieco formuła bloga - bardziej studencko będzie :)
Przepis:
1 łyżeczka matchy
Ze składników z pierwszej części zagniotłam ciasto (twardawe było, podczas zagniatania wypiło jeszcze trochę mleka), odstawiłam do wyrośnięcia (u mnie ok 0,5h). Wg oryginalnego przepisu należało podzielić na 12 części, zrobić z nich wałeczki i zwinąć, ja rozwałkowałam, posmarowałam masłem, posypałam cukrem i wiórkami kokosowymi, zwinęłam w rulon i pokroiłam na plasterki o grubości ok 2cm (24 wyszło), które ułożyłam na blasze wyłożonej pergaminem. przykryłam ściereczką, odłożyłam na jakiś czas. Przed włożeniem do piekarnika posmarowałam masłem i posypałam jeszcze cukrem i wiórkami. Parametrów piekarnika nie podam bo mój to totalny świr ;) W oryginale było 220 stopni i 15 min.
0,5l mleka
Składniki:
5 szklanek agrestu
2 pełne garście świeżo zerwanych liści z wiśni
7 szklanek cukru
2 szklanki wody
Agrest wydrylować, umyć liście wiśni, odłożyć ok 10 sztuk. Zalać liście 2 szklankami wody i zagotować. Wodą z liśćmi zalać agrest i odstawić po wystygnięciu na noc do lodówki. Rano sokiem zalać cukier i doprowadzić do wrzenia. Do syropu włożyć agrest bez liści, gotować ok. 15 minut, aż owoce staną się przejrzyste, ale pozostaną jeszcze zielone. Na 2 - 4 minuty przed końcem gotowania włożyć około 10 sztuk świeżych liści wiśniowych. Konfiturę z liśćmi nałożyć do słoików.







